notatka

Uwaga! Autorka nie bierze na siebie odpowiedzialności za to jak czytelnik (tak właśnie ty) odbierze treści znajdujące się na tym blogu. Jeśli coś cię tu uraziło, zgorszyło, zniesmaczyło nie pisz mi wiadomości jaka to ja jestem zła, niedobra i egoistyczna. Nie każę ci tego czytać, a jak nie umiesz przyjąć prawdy to nie moja sprawa.

niedziela, 28 marca 2010



Znów przyjechał do mnie Piotrek. Bardzo się z tego powodu cieszę. Lubię jego towarzystwo, lubię jak jest przy mnie. Wspólne dni są naprawdę zabawne, czasem leniwe, czasem szalone. Kocham go bardzo. Sądziłam jednak, że dzień, który sygnalizuje wspólne 4 miesiące będzie... wyjątkowy. Nie, nie mam tu na myśli jakiś wystawnych kolacji, kwiatów czy prezentów. Sądziłam, że będzie inny od tych normalnych. Nie narzekam. Bawiłam się dobrze, tak jak co dzień. A nie zaraz zaraz, było trochę inaczej. Zrobiłam pucharki z galaretką i owocami. A reszta była tak jak co dzień. Za dnia granie na komputerze, wieczorem oglądanie filmów. Parę miłych gestów, parę miłych słów. Krótkie dobranoc i rozstanie. Tak jak co dzień. Nie mam mu tego za złe... no dobrze może trochę byłam zła, ale siostra mi powiedziała: Faceci nie są romantyczni nie spodziewaj się tego po nich bo się tylko zawiedziesz. Muszę jej przyznać rację. Nie chcę jednak by wyszło, że to spotkanie było nie udane. Ono jest udane i udane będzie aż do jutra. Zadbam o to, by tak było. Pokażę, że mnie to nie rusza... że mi na świętowaniu nie zależało, że wszystko jest ok.

środa, 24 marca 2010

Alice in łonderland



Byłam dziś na Alicji :D. Oż ten film był genialny xD Jedyne co mnie irytowało to Biała Królowa.. aż na wymioty mnie brało jak ją oglądałam. Nie był w 3D bo nie ma takiego kina u mnie, ale film świetny ^^ i zdobyłam plakat :D

poniedziałek, 22 marca 2010

Kolejne dni zapisane twoim oddechem


Mnie nadal należy się obawiać

Minął właśnie weekend z moim chłopakiem. To były naprawdę wspaniałe dni. Bardzo się cieszyłam, że znów mogłam go zobaczyć. Nawet jeśli grał w StarCraft II a ja siedziałam i się przyglądałam :P Oczywiście nie było tak cały czas, nie mam na co narzekać. I nawet nasza chwilowa wspólna niedyspozycja do pewnych spraw nie popsuła nam wspólnego czasu.

Problem leży w innym miejscu.

Martwię się. Nie chcę by rzucał dla mnie wszystko. Owszem to by było miłe i część mnie by się cieszyła. Jednak sumienie mnie gnębi, że przeze mnie popsuje sobie życie. I będzie mi to miała za złe jego rodzina. Cieszyłabym się jakby się przeprowadził bliżej. Bardzo. Ale wiąże się to z nowymi studiami, nowym mieszkaniem i nową pracą. A we Wrocławiu ciężko z tym. Nie chcę mu psuć dotychczasowego życia. Ja sobie jakoś poradzę... bo za ból nie muszę płacić.

Wiem, że pewnie to przeczyta. Wiem, że potem będzie o tym rozmowa. Umiem się kryć ze swoim bólem i cierpieniem. Ale tutaj tego nie robię. Piszę wszystko. Więc to też napiszę.
Boli mnie gdy go nie ma. Moje życie robi się wtedy jałowe. Kiedy się nie odzywa, boli. Kiedy leżę sama w łóżku, boli. Kiedy jem sama śniadanie, boli. Kiedy zasypiam, boli. Można powiedzieć, że się uzależniłam od smaku jego warg, od barwy jego głosu, od ciepła i zapachu jego skóry, po prostu od niego. To nie wróży nic dobrego. Mówiłam sobie bym tym razem się zdystansowała do tego wszystkiego. Nie wyszło. Bo jeśli chodzi o takie uczucie jak miłość to potrafię kochać tylko na całego albo w ogóle. I to jest moje przekleństwo. Sama skazałam siebie na cierpienie. Ale nic na to nie poradzę. Potrafię już chyba z tym żyć. Owszem nigdy się nie przyzwyczaję, ale nie jest to już tak duży ból... a może trochę się uodporniłam. Poza tym, wolę cierpieć skrycie tak by nikt nie musiał o tym wiedzieć. Zaoszczędzić zmartwień innym. Wolę poleżeć cichutko przy ukochanej osobie i popatrzeć jak śpi, niż budzić go z żalem i wyrzutami. Wolę powiedzieć, że wszystko w porządku niż zwierzać się jak wielkie ostatnio mam problemy z sercem. Wolę popłakać w kącie swojego pokoju niż komuś do słuchawki... i tak pewnie pozostanie. Zostanie mi to wynagrodzone kiedyś. Tak mi się zdaje. A na razie zostanie tak jak jest...


sobota, 13 marca 2010

Trochę zaległych papierów piętrzy się na biurku "życie"



Co powinnam po kolei opisać. Zrobiłam kurs na wychowanka kolonii razem z Piotrkiem. Był u mnie dwa wekeendy pod rząd. Poczułam się rozpieszczona... i chyba aż za bardzo bo teraz nie mogę się przyzwyczaić do pustki. Ale to były naprawdę wspaniałe dni. Spędziłam je bardzo miło. A w szczególności miłe były poranki i późne noce x3. Jeśli chodzi o naukę to mam nawał pracy. I mimo iż nie wiem gdzie wsadzić ręce to snuję się bez celu po mieszkaniu i marnuję czas. Nie potrafię się wziąć w garść. Nie potrafię tak jak dawniej po prostu się skupić. To tempo mnie kiedyś zamorduje. Za to wczoraj miałam przyjemność pojechać z moim przyjacielem do Horusa na cafe latte i szisze. Pierwszy raz próbowałam i muszę przyznać, że dla osoby takiej jak ja, która uwielbia smak dymu była to rozkosz. Nie jestem uzależniona od palenia, rzuciłam... 3 lata temu? Jakoś tak i tylko czasem jak się naprawdę zestresuję to mnie ciągnie do zapalenia. Ale ostatecznie i tak nigdy tego nie robię. A wczoraj to było jakby po latach zabawy tą samą zabawką ktoś kupił ci nową. Miałam banana ma gębie cały wieczór. Spróbowałam również paluszków krabowych. Jestem ogromną zwolenniczką owoców morza. I tym razem też się nie zawiodłam. Tylko brakowało mi jakiegoś kontrastu w smaku, coś np. ostrego do tego. Troszkę mdłe się zdawało, ale było smaczne. No ale zrelaksowałam się trochę za co jestem bardzo mu wdzięczna. No ale trzeba teraz wrócić do rutyny życia. Możliwe, że na długi wekeend zobaczę Piotrka. Było by naprawdę fajnie. Wtedy byśmy pojechali odwiedzić Maxa. Za nim w sumie też się stęskniłam. Hm to chyba wszystko co miałam do opisania. Przykro mi, że nie mam więcej czasu by aktualizować bloga częściej, ale prócz nauki jest jeszcze mój komiks, za który też nie mogę się zabrać. Potem walnę baner na stronie. Nie jest to jakakolwiek rewelacja, ale kto wie może z czasem się nią stanie.

A właśnie, w końcu ruszyłam moja powieść "Tunel". Jestem w trakcie tworzenia 6 rozdziału. Ale i tak wszystko do początku podlega przeredagowaniu. I to obowiązkowo. Nie sądzę bym zamieszczała je w przyszłość, ale kto wie. Może kiedyś.

Pis And Lof!

środa, 3 marca 2010

Przepraszam za to, że znów krwawię...



Nic nowego się nie dzieje. Rutyna dnia powoli zabiera mi siły i zjada od środka. śpię, ale nie znika zmęczenie. Jem, ale nadal czuję głód. Nadal męczy mnie pragnienie. Kiedy odpoczywam wszystko zaczyna mnie bardziej boleć. Staram się jednak o tym nie myśleć. Nie chcę się żalić jak źle mi jest. Bo kogo to obchodzi. Chcę zrozumieć czemu tak się dzieje. Czuję w sobie zgniliznę. Czuję jakbym rozpadała się na kawałki. Rozkładam się powoli...